piątek, 28 października 2011

Początki muzycznej fascynacji – podróż sentymentalna.

Jedną z moich pasji jest muzyka. Nie, nie żebym grał czy śpiewał! Zapomnijcie! Wyznaję zasadę wyczytaną w dziele jednego z moich ulubionych autorów: Karola Olgierda Borchardta. Otóż mawiał on o sobie, że posiada pierwszy stopień umuzykalnienia. Tak jest i ze mną, a polega ów pierwszy stopień na tym, że rozpoznaję, kiedy grają a kiedy nie grają. Lubię każdy dobry rodzaj muzyki. Z naciskiem raczej na „dobry” niż „każdy”. A jak się to wszystko zaczęło? W sumie to tak jakoś naturalnie. Duży wpływ starszych kuzynów, czarnych owiec w rodzinie, a konkretnie udających hippisów. Gdy ja na co dzień słuchałem No To Co czy Homo Homini, oni raczyli siebie i mnie przy okazji odwiedzin, Rolling Stonsami czy Beatlesami i oni zarazili mnie ołowianą i purpurową miłością do muzyki rockowej. Ponieważ mieli oni dostęp do płyt (do dziś źródło ich zaopatrzenia jest dla mnie zagadką), czarnych, winylowych „długogrających” krążków - obdarowali mnie, im zbędną, dość pokaźną kolekcją tzw. pocztówek dźwiękowych. Czego tam nie było? Pamiętam Georga Harrisona i jego „My Sweet Lord”,  Middle Of The Road „Soley, Soley”, Deep Purple „Hush” Jimiego Hendrixa „Hej Joe”,  The Beatles, The Rolling Stones i wiele, wiele innych hitów. Ale co ja miałem z tymi pocztówkami począć? I tu w sukurs przyszedł trzeci kuzyn, który przysłał mi ze Śląska w paczce (sic!) gramofon! Intuicyjnie (a miałem wówczas ok. 10 lat) podłączyłem przesyłkę do babcinego radia lampowego marki „Światowid” i mój nowy sprzęt zaczął wydawać całkiem głośne (ku rozpaczy rodziców) dźwięki. Ten protoplasta hi fi wyglądał tak:






Nieźle co? Następnym krokiem było wyproszenie u rodziców „tranzystora” Laura 2, a kilka lat później magnetofonu szpulowego, czterościeżkowego ZK 140T.  Magnetofon dostałem za dobre świadectwo w piątej klasie i służył mi do połowy średniej szkoły. Równolegle miałem jeszcze kaseciaka MK 125, ale to było nieporozumienie mimo, że na licencji Thomsona. Poniżej galeria cudów techniki, które wspomagały moją muzyczną edukację.



Laura2



ZK 140T

MK 125



M 532 SD

Amator




Gramofon Artur

 Traviata i Faust


Na moje muzyczne wybory największy wpływ mieli redaktorzy programu III PR. Na początku słuchałem Radia Lublin, Radia Luxembourg i Rozgłośni Harcerskiej. Ale od kiedy zostałem szczęśliwym posiadaczem radia z zakresem UKF, Trójka stała się najukochańszym medium pod Słońcem. Wszak jesteśmy równolatkami, miałem raptem 6 miesięcy jak rodziła się Trójka. Ale o Trójce może innym razem.

środa, 26 października 2011

Wstępniak

„Życie zaczyna się po pięćdziesiątce”. Ciekawy jestem ile w tym prawdy? Wg klasyka (mam na myśli popularny niegdyś serial), czterdzieste urodziny faceta są swego rodzaju Rubikonem. Ja tego nie doświadczyłem, nawet nie zauważyłem, kiedy minęła czterdziestka. Ale kilka tygodni temu „pękło” pięćdziesiąt wiosen. Pół wieku jednak działa na wyobraźnię! Dla mnie stało się to wydarzenie swoistą mentalną granicą. Sprowokowało do pewnych podsumowań. Ostatnie kilka, kilkanaście lat przemknęło dość szybko. A działo się wiele: narodziny upragnionego potomka, dokończenie edukacji, wybudowanie domu, podjęcie odpowiedzialnej pracy (w sumie to awans zawodowy, społeczny a przede wszystkim finansowy). Działo się też gorzej: zmarła ukochana mama, przyplątało się paskudne choróbsko. Ale nie o tym, nie o tym. Blog nie będzie historią mojego życia. Sam bym się zanudził pisząc, a co dopiero czytając! Doszedłem do wniosku, że w ostatnich czasach zaniedbałem moje pasje, moje zainteresowania. I temu poświęcę wpisy na blogu.  Będzie, więc o muzyce, o sporcie, polityce, trochę wędkarstwa, o psach, rodzinie itd. Dlaczego blog i kogo to zainteresuje? Hm… przecież jestem nowoczesnym gościem, przecież wszyscy teraz piszą blogi. Spróbuję przelać na „papier”, co mi chodzi aktualnie po głowie. A czy to kogoś zainteresuje? Prawdę mówiąc nie sądzę, ale zawsze będzie miło, gdy ktoś zechce przeczytać czy wymienić poglądy.